piątek, 16 lutego 2024

Biegowy miesiąc - styczeń 2024

Od tego roku zacznę się z Wami dzielić podsumowaniami miesiąca, tak jak to było kiedyś. Lubię opowiadać o swoim bieganiu, ale nie chcę “maltretować” tym ludzi w moim otoczeniu, dlatego zostawiam to tutaj na blogu, dla siebie i dla osób, które są ciekawe jak to wygląda.

Styczeń zaczęłam z przytupem od nowego planu treningowego. Takiego jeszcze nie miałam, jest to 12-tygodniowy plan treningowy z aplikacji Garmina, dostosowany pod konkretny czas na Półmaraton Marzanny i zmienia się z tygodnia na tydzień według tego jak sobie radzę. Zawiera różnorodne treningi biegowe, od luźnych “easy runów” po cięższe interwały, sprinty i długie wybiegania, co bardzo mi się podoba. Chciałabym powoli wracać do swojej najlepszej formy, by w tym roku chociaż trochę zbliżyć się wynikami do życiówek w półmaratonie oraz na 5 i 10 km. 

W 2024 nie przewiduję płaskiego maratonu po asfalcie (a przynajmniej nie na wiosnę), za to zgłosiłam się do losowania na Bieg Ultra Granią Tatr. Start zapisów był 14 lutego i potrwają one 4 dni do 18.02, a kilka dni później będę wiedzieć, czy mam już zacząć ostro trenować, czy może jeszcze nie.

Co fajnego działo się w styczniu?

W pierwszy weekend miesiąca odbyła się kolejna edycja Grand Prix Krakowa w Biegach Górskich, a ja już trzeci raz wzięłam udział w Ambitnej Jedenastce. Tym razem mój czas wyniósł 1:22:22, czyli pobiegłam ok. 2 minuty szybciej niż w grudniu przy podobnych warunkach, co było jednocześnie najlepszym wynikiem z tych trzech. Ogólnie mam za każdym razem zbliżony wynik na tej trasie. Jest ona naprawdę trudna, nie jest płasko w zasadzie w żadnym momencie, zawsze jest albo pod górkę albo z górki, a do tego podłoże czasem jest błotniste, czasem kamieniste lub lodowe, a czasem liściaste lub śnieżne, więc zwykle trzeba mocno się pilnować. Końcówka to już w ogóle jest kosmos, fajnie by było zrobić sprint do mety i przyspieszyć ostatni kilometr, ale tu się dosłownie nie da, bo trzeba wdrapywać się pod górę prawie na czworaka, a potem są albo błotne albo śniegowe zaspy. W każdym razie jest fajna zabawa na tym GPK.

Jednym z moich celów/wyzwań styczniowych było spędzenie 30 godzin w ruchu (nie licząc spacerów), czyli na bieganiu, na macie, sali treningowej lub na siłce. Wobec tego w dni kiedy nie biegałam, chodziłam na trening uzupełniający lub dodatkowe cardio do fitness klubu, ale zdarzało mi się też robić bieganie i siłkę jednego dnia. Do trzydziestu godzin nie dobiłam, ale było to 23h i 5 minut. Dla porównania standardowo spędzałam ok. 15-16 godzin miesięcznie na treningach, więc to i tak więcej niż zwykle. Ale spodobało mi się to kręcenie dodatkowego cardio, można się trochę rozluźnić i przy okazji przesłuchać dodatkową książkę.

W ostatni weekend stycznia przypomniałam sobie o Parkrunie i postanowiłam sprawdzić swoją formę po 4 tygodniach trenowania z planem. Pech chciał, że tego dnia szalał potężny wiatr, taki co praktycznie nakazuje biec w miejscu, więc na starcie wybiłam sobie z głowy szybkie bieganie. Zaczęłam więc spokojnie i na luzie, z tyłu stawki, jednak w trakcie zaczęłam wyprzedzać poszczególne osoby, a na odcinku z wiatrem biegło mi się tak dobrze, że postanowiłam spróbować utrzymać to tempo również na ostatniej prostej, czyli tam gdzie 1,5 km było pod wiatr. Zwolniłam nieznacznie, ale i tak wciąż wyprzedzałam biegaczy aż dotarłam na Cichy Kącik, czyli na metę Parkrunu. Zdziwiłam się wynikiem na mecie, bo zegarek pokazał 25 min i 5 sekund, czyli ponad pół minuty szybciej niż na Parkrunie miesiąc wcześniej, a wcale jakoś bardziej się nie zmęczyłam. Pomyślałam sobie wtedy, że jednak może moje treningi faktycznie przynoszą rezultaty i trzeba po prostu je robić, cierpliwie czekać, a forma w końcu się pojawi. 


fot. z fanpage Parkrun Kraków

Miesiąc zakończyłam godzinką kardio na orbitreku i zamknęłam ze 151 km na liczniku. Mam nadzieję, że luty będzie wyglądał podobnie. 

Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz