sobota, 27 czerwca 2015

Odchudzajace, upiększające LODY fit bez cukru!

Tak tak, tytuł miał być przyciągający :). Ale nie jest kłamliwy.


Uwielbiam lody i jakiś czas temu zaczęłam się zastanawiać co zrobić, żeby móc je jeść bez wyrzutów sumienia. I natrafiłam gdzieś w czeluściach fejsbuka na całkiem niezły pomysł, żeby zrobić lody z zamrożonych owoców. Mogą być truskawki, maliny, jagody, co nam się spodoba, tylko muszą być dojrzałe. Zamiast cukru wystarczy dodać zamrożone (też bardzo dojrzałe) banany. Teraz tylko trzeba je zblendować na gładką masę, tylko szybko, żeby się nie roztopiły.

Jako, że mamy jeszcze sezon na truskawki, użyłam tych właśnie owoców i bananów (proporcji nie pamiętam, ale to w sumie nie jest takie ważne. Im więcej bananów, tym słodsze - logicznie). Oczywiście nie chciały się tak łatwo zmiksować i było z tym trochę zamieszania, więc dodałam wody mineralnej i poszło. Można też dorzucić jakieś listki mięty, czy bazylii dla orzeźwienia.



Smacznego!

czwartek, 25 czerwca 2015

Wkurzony? Zestresowany? Idź biegać!

Uderzanie pięściami w stół, tak że aż laptop podskakuje, nie przynosi tak dobrych efektów (potwierdzone info). Czemu? Zbyt mały czas stymulacji i brak zaangażowania całego ciała do aktywności (tylko nadgarstki potem bolą). A tak serio, to nic nie pomaga tak dobrze jak porządne wyładowanie się na treningu.

Są różne teorie na temat tego, jakie związki uwalniają się lub wytwarzają w mózgu podczas aktywności fizycznej. Nieważne, czy są to endorfiny (tzw. hormony szczęścia), fenyloetyloamina (odpowiedzialna za "motyle w brzuchu" podczas zakochania; naturalny środek antydepresyjny), czy anandamid (neuroprzekaźnik wydzielający się podczas snu i relaksu), ważne, że działają. 
Ja obserwuję to na swoim przykładzie. Już po pierwszym kilometrze zaczynam się uspokajać, przestaję myśleć, patrzę przed siebie i głęboko oddycham. Im szybciej biegnę, tym bardziej się rozluźniam (psychicznie) i mam lepszy humor. Uwalniam się od wszystkich negatywnych uczuć, od złości, frustracji, niepokoju i obaw, nagle wszystko staje się takie proste i problemy same się rozwiązują. To jest taki stan, od którego można się uzależnić, a pomocny jest zwłaszcza w trakcie sesji.

Podczas biegu, w szczególności długotrwałego, kiedy wyczerpuje się glikogen, organizm zaczyna potrzebować więcej tlenu, żeby spalać tłuszcz, wobec tego następuje niedotlenienie, które może powodować wzmożone wydzielanie endorfin. Endorfiny powodują poprawę nastroju i zwiększają wytrzymałość i odporność na ból. Wywołują uczucie przyjemności, a nawet stany euforyczne. Podobno taki stan odprężenia po wysiłku może trwać nawet 24 godziny, niestety po "odstawieniu" sportu niepokój i napięcie wracają. A to znaczy, że najlepsza na stres i złość jest regularna aktywność fizyczna. Widzę to po sobie, kiedy nie biegam parę dni, chodzę smutna i rozdrażniona :).

Tak więc idź biegać, a wkrótce staniesz się oazą spokoju :)

Pozdrawiam.

piątek, 5 czerwca 2015

Biegowy miesiąc: Maj 2015


Maj był ciekawym miesiącem :). W skrócie: pokonałam najfajniejszy bieg wszech czasów Runmageddon Classic, tydzień później zrobiłam kolejny już test Coopera, który niestety poszedł gorzej niż za pierwszym razem, a ostatniego dnia miesiąca razem z Asią przebiegłyśmy Odlotową Piątkę.
Ponadto mój blog obchodził pierwsze urodziny, co bardzo mnie cieszy, bo nie spodziewałam się, że wytrwam aż tyle.
W maju przebiegłam tylko 87 km. No cóż, przebimbałam sobie, ale wciąż boję się o moje kolana i choć już jest o wiele lepiej niż było, to nadal mam przeczucie, że coś może się stać. A bardzo bardzo nie chcę, żeby znów zaczęło mnie boleć.
Zaczęłam już z grubsza tworzyć biegowe plany na te wakacje, ale jeszcze nic nie zdradzę. Może będzie kolejna niespodzianka :)

A plany na czerwiec?
Pokonać sesję i biegaaaać! Bo bieganie jest lekarstwem na cały stres. (nie, żebym się jakoś specjalnie stresowała :) )

Pozdrawiam!

poniedziałek, 1 czerwca 2015

"Kto by pomyślał?" czyli relacja z Odlotowej Piątki.

Jak już kiedyś wspominałam, jakiś czas temu zapisałyśmy się z moją współlokatorką Asią na Color Run Kraków, który miał się odbyć 23 maja. Jednak ze względu na zmianę trasy bieg przesunięto na 20 września, a my tak jakby zostałyśmy na lodzie. No bo skoro już udało mi się ją zmusić zachęcić do zapisania się na zawody, bo chciałam, żeby choć raz poczuła to co ja zawsze czuję przed i po starcie, to chciałam doprowadzić ten plan do końca. Na szczęście okazało się, że tydzień później miał się odbyć w Krakowie, z okazji pikniku rodzinnego i dnia dziecka, bieg na podobnym dystansie (wg. organizatora 4,8 km). Więc bez zbędnego namysłu zapisałyśmy się obie.
Odlotowa Piątka rozgrywała się na terenie Muzeum Lotnictwa Polskiego, trasa biegła również przez stare pasy startowe i między samolotami. Było dużo zakrętów, trochę biegania po trawce, dwa strome, ale krótkie podbiegi, więc nie było nudno.
Po wesołej rozgrzewce ustawiłyśmy się z Asią w tłumie. Widziałam, że była trochę zdenerwowana, ale to dobrze :). Stres mobilizuje. Plan był taki, że biegniemy razem i Asia nadaje tempo, ale i tak nie wiedziałam, czego się spodziewać. Trochę się bałam, ze zaczniemy za szybko, a potem nie damy rady, czy coś w tym stylu. Ale z drugiej strony wiem, że Asia tak łatwo nie odpuszcza i walczy do końca (nawet nie chciała się zatrzymać, żeby zawiązać sznurówki na trzecim kilometrze :))
Zaczęłyśmy dość mocno i naprawdę zaczęłam się obawiać dalszej części. Po połowie pierwszego kilometra na zegarku wyświetlało mi się ok. 5:20 min/km i zapaliła mi się czerwona lampka. Zwykle na treningach biegałyśmy razem ok 6 min/km, czasem 5:40. Serio myślałam, że to zdecydowanie za szybko, ale nic nie mówiłam. Byłam ciekawa co się dalej stanie :) Mi osobiście biegło się wspaniale, takie właśnie tempo lubię. W pewnym momencie zaczęłyśmy wyprzedzać i nikt już nie wyprzedził nas. Co jakiś czas pytałam Asi jak się czuje i czy na pewno chce biec tak szybko, ale tylko kiwała głową, że ok. No to ok, to lecimy :).
Pod koniec był już mały kryzys, ale jak zostało nam 200 m to zrobiłyśmy sprint i wpadłyśmy na metę (wg mojego zegarka) po 24 min i 17 s. Średnie tempo wyszło 5:11 min/km, co według mnie jest niesamowitym wynikiem kogoś, kto zaczął biegać 2 miesiące wcześniej :)

Nie powiem, śmieszna ta mapka :D
Tak sobie teraz myślę, że szkoda, że nie było medali. Bieg był darmowy, bo zyskał kilku sponsorów, ale ja na przykład wolałabym dopłacić parę złotych, żeby mieć fajna pamiątkę :)
Na mecie.
Jak widać, jak się jest chociaż trochę upartym (i ma się taką fajną współlokatorkę jak ja), to wiele można osiągnąć :)

Pozdrawiam!

PS: Fajnie było znowu spotkać Małgę, Mateusza i innych. Kraków to jednak małe miasto :D