sobota, 11 lipca 2015

Jest dobrze! czyli relacja z #109 krakowskiego Parkrunu.

Parkrun w Krakowie jest specyficzny (pewnie każdy inny jest specyficzny, ale nigdzie indziej nie byłam :D). Najpierw jest ta długa prosta pod wiatr, gdzie wszyscy prują ile fabryka dała, zawsze mam wrażenie, że nikt nie zaczyna spokojnie, tylko tak na gwałt. Ale to dobrze, jest tu jakiś element rywalizacji, choć i tak każdy mówi, że biega dla siebie. Potem jest trudny odcinek, bo pod górkę i trzeba po prostu trzymać tempo, robić krótsze kroki i uważać, żeby nie przeszarżować. Jak już przebiegnie się koło terenów Juwenii, gdzie czeka kolejne wzniesienie, zaczyna się najlepszy odcinek. Jest z górki, z wiatrem i w cieniu. Można odpocząć, przyspieszyć lub zachować siły na najgorsze. A tym najgorszym jest półtorakilometrowa prosta z wiatrem wiejącym centralnie w twarz. I wtedy wiesz, że już nie możesz, ale czas ucieka i trzeba dalej biec...
Spałam niecałe 5 godzin. Wróciłam późno, zasnęłam przed 3. Zwlokłam się z łóżka wiedząc, że to nie mój dzień, że nie dam rady i że mi się nie chce. Ale obiecałam. Sobie obiecałam, że tam pójdę i pobiegnę te 5 km poniżej 24 minut. Wymyśliło mi się 23' z przodu, choć moja dotychczasowa życiówka na parkrunie to 24:17.

Zawsze przed startem jestem trochę spięta i tym razem też tak było. Ale jak się później okazało nie było czego się bać. Założyłam sobie, że mam biec ok. 4:48min/km, takie tempo zwykle już zaczyna sprawiać mi problem na dłuższym dystansie, ale biegło mi się dobrze i nie umierałam. Podążałam za panem w pomarańczowej koszulce i dziewczyną w niebieskiej, która idealnie trzymała tempo i nieświadomie poprowadziła mnie przez większą część dystansu. Na ostatniej prostej już tylko widziałam białe skarpetki pana w pomarańczowym i mówiłam sobie "Kasia dasz radę, tylko trzymaj to tempo i nie zwalniaj, jest dobrze". Ale czas uciekał i bałam się, że nie zdążę. Miałam tylko nadzieję, że na tych ostatnich 200 metrach jakoś się zmobilizuję i przyspieszę. Pod koniec już ledwo zipałam, na mecie zatrzymałam zegarek i uśmiechnęłam się na widok, który zobaczyłam. Na tarczy piękne 23:51, udało się!
Jak dobrze znów uwierzyć w siebie :)
Pozdrawiam!

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję Aniu, Tobie też należą się gratulacje! :)

      Usuń
  2. Gratuluję życiówki! :D a co do tego wiatru... żałuj że nie biegłaś jak panował ten cały Orkan Ksawery... ta wichura :D Zrobiłem zakręt... ostatnia prosta... i stanąłem. Taki dostałem podmuch :D ale wrażenia z ukończenia takiego biegu w przyzwoitym czasie bezcenne. Gratulacje życiówki! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki dzięki ! :D
      Żałuję, to fajne uczucie jest ;D

      Usuń
  3. Bardzo gratulacje! Ciężka praca zawsze przynosi efekty, soooł bądź z siebie dumna :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :* To muszę w końcu zacząć porządnie pracować ;) Ale duma jest!

      Usuń
  4. Super! Pędziłaś jak strzała :D skoro wiatr był tak nieznośny to myślę, że jesteś w stanie tę piątkę pobiec jeszcze szybciej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooooj chciałabym! Pewnie kiedyś spróbuję, ale na razie to mi wystarcza :)

      Usuń