Ale! Ten bieg był niezwykły. Po pierwsze: dlatego, że trasa była nieco zmieniona, więc chociaż trochę przełamała się rutyna. Po drugie: dlatego, że cały przebiegłam. Zarówno rok temu, jak i w październiku przeszłam do marszu chociaż na parę chwil. Po trzecie: dlatego, że po raz pierwszy spontanicznie, bez wcześniejszego umawiania się od początku do końca przebiegłam go razem z kimś. Z Małgą znałyśmy się tylko z bloga (szczerze polecam!) i fejsbuka, a to było nasze pierwsze spotkanie. A po czwarte: znowu udało mi się pobić swój rekord życiowy, tym razem o całe 2 i pół minuty :)
Trochę mi przeszło jak przyjechali moi rodzice, uśmiechnięci i pogodni, to i mi poprawił się humor. Podjechaliśmy w okolice miasteczka studenckiego AGH, zrobiłam rozgrzewkę, potem oczywiście pamiątkowe foteczki, kiedy jeszcze jakoś przyzwoicie wyglądałam i ustawiłam się w okolicy żółtych balonów na 1:49. Plan był jeden: Wytrzymać tempo 5:10 min/km i przebiec na metę zaraz za balonami. Mówiłam sobie, że jak dotrwam do 16 km to reszta będzie z górki.
Wspominałam już o ogromnej roli kibiców na trasie. Dzięki specyficznej pokręconej trasie półmaratonu moi kibice mogli mi pomagać w różnych miejscach. Dziękuję mamie i tacie pod mostem Dębnickim i pod Wawelem z dwóch stron, moim współlokatorkom Asi i Kasi na Rynku Głównym i pod Bagatelą, mojemu Erykowi i Konradowi pod Collegium Novum oraz mojemu bratu Mateuszowi z tramwaju nr.20. Naprawdę naprawdę dodaliście mi otuchy :)
Bezustannie próbowałam się skupiać na tym, żeby oddychać głęboko, moje myśli krążyły wokół tego, że chcę już móc się zatrzymać, położyć, usiąść...W miarę upływu czasu było coraz trudniej...
Kiedy zbiegłyśmy z Wawelu na bulwary, spojrzałam po raz tysięczny na zegarek:
-Małga, jeszcze tylko 5 km!
-To jak do Ikei i z powrotem.
-Nom, jak taki parkrun. Kółeczko dookoła Błoni i jeszcze troszkę.
Więc biegłyśmy dalej.
A teraz uwaga, bo będą drastyczne sceny. Pierwsze z poniższych zdjęć w pełni pokazuje jak się czułam przez ostatnie 5 km. Dodatkowo niepotrzebnie napiłam się wody na 20 km i złapała mnie kolka. Ból, cierpienie i takie tam. Drugie zdjęcie przedstawia moją stopę po ściągnięciu buta. Serio, nie czułam tego. Polecam szybko przewinąć, jeżeli ktoś jest wrażliwy.
| Naprawdę mam minę, jakbym zaraz miała zwymiotować. To już końcówka. |
![]() |
| Śmiesznie to wygląda :) |
![]() |
| I medal w kształcie patyczka do danonków :) |
A za miesiąc maraton.
Pozdrawiam! :)



ale super! gratuluję!
OdpowiedzUsuńtylko stopa biedna.
Dziękuję jeszcze raz!
OdpowiedzUsuńa stopa już prawie nie boli :)
Odkupię medal!
UsuńNie oddam! ;D
UsuńPrzebiegnięty półmaraton to ogromna duma! Gratulacje dla Ciebie jeszcze raz ;)
OdpowiedzUsuńKurcze.. Fajnie mieć drugą osobę do wsparcia na całej trasie :)
Prawda? To nieoceniona pomoc mentalna :)
UsuńDziękuję :*
O nie, o nie. Ja nie wiem, jak to możliwe, że przeczytałam post, ale nie skomentowałam!
OdpowiedzUsuńGratuluję udanego biegu, hihi :D Ale stopa biedna :(
Smutno mi, że Twój nie był tak udany :( Ale przed nami jeszcze maraton, tam się dopiero popiszemy!
UsuńBiedna stopa :( aż trudno uwierzyć, że tego nie czułaś, mi by pewnie stopa z wrażenia odpadła :P
OdpowiedzUsuńAdrenalina zadziałała :)
UsuńJak to mozliwe, że nieczułaś tej biednej stopy? Ja umieram jak mi mały kamyczek wpadnie do buta,a tu takie coś!
OdpowiedzUsuńGratulacje świetnego biegu! Następnym razem na pewno będzie poniżej 1:50 :)
Dziękuję! Mam taką nadzieję :)
UsuńByłam zbyt przejęta biegiem, żeby zwracać uwagę na tak błahe rzeczy jak krwawiące stopy :D