poniedziałek, 27 października 2014

Głowa silniejsza niż nogi, czyli relacja z 1.Cracovia Półmaratonu Królewskiego.

Zacznę od tego, że w ogóle nie powinnam w tym biegu wystartować. Rozłożyło mnie przeziębienie, cały tydzień leżałam w łóżku (nie licząc wyjść na uczelnię i spacerków do apteki), nie mogłam mówić i Amazonka lała mi się z nosa. Nie biegałam, nie ćwiczyłam, piłam mleko z czosnkiem i miodem, piwo z imbirem, 10 herbat z sokiem malinowym dziennie, faszerowałam się przeróżnymi lekami i zużyłam tonę chusteczek higienicznych. Wszystko po to, żeby jakoś postawić się na nogi i móc pobiec w niedzielę. Ale przez ten tydzień powoli przyzwyczajałam się do myśli, żeby zrezygnować z zawodów, bo wiedziałam, że nie dam rady...

Tylko jak można zrezygnować z zawodów, o których myślało się już od pięciu miesięcy, realizowało plan treningowy i miało się szansę na dobry wynik? No nie można...
Więc wstałam w sobotę rano i siąkając nosem, opatulona w szaliki poszłam odebrać pakiet startowy.


Noc była przespana, zero stresu, nadzieja na życiówkę stracona, ale chciałam chociaż pobiec. Dzień wcześniej zapowiadali słońce i 12 stopni. Kłamali. Była mgła i stopni nie więcej niż 5, a ja w duchu życzyłam powodzenia biegaczom w krótkich spodenkach i koszulkach. Ja rozumiem, że w trakcie biegu człowiek się rozgrzewa, ale żeby aż tak? Czerwona skóra w takiej temperaturze raczej nie jest oznaką że komuś jest ciepło. Ale mniejsza o to, to ich sprawa i rozwaga, tak samo jak moja ze startem w półmaratonie podczas przeziębienia (wiem, że zachowałam się dość nieodpowiedzialnie, (mamo-nie krzycz :*), ale szczerze mówiąc, nie żałuję :)).


Wzięłam udział we wspólnej rozgrzewce i ustawiłam się przy różowych balonikach na 1:50. Czułam przypływ energii i jakąś taką nadzieję, że może mi się uda, przecież trenowałam pod ten czas ("to niiiiic, że czasem opuszczałam treningi i przez ostatni tydzień tylko leżałam, ale przecież umiem tak biegać"-tak właśnie myślałam). Do 10 kilometra miałam baloniki w zasięgu wzroku, noga "podawała" i mogłam w miarę swobodnie oddychać.
Trasa była całkiem przyjemną wycieczką po Krakowie. I nie zapomnę momentu podczas gdy przebiegaliśmy tunelem pod Rondem Grunwaldzkim i tłum facetów wokół mnie zaczął krzyczeć i buczeć tak głośno, że nie słyszałam własnych myśli, wtedy czuło się moc :)

A potem tej mocy zaczynało mi brakować. Czułam totalnie ciężkie nogi, ledwo nimi dreptałam i od 11 km pojawiały się myśli żeby zejść z trasy, albo chociaż na chwilę się zatrzymać. Zaczęłam się załamywać, uciekł mój entuzjazm dla biegania, byłam zła i nagle wszystko stało się bezsensowne. Największy kryzys miałam na 15 km, akurat wtedy byliśmy na Rynku, duże grupy kibiców biły brawo, a ja zamiast się cieszyć - żałowałam, że w ogóle tam jestem. Balony na 1:50 mi uciekły, wszyscy mnie wyprzedzali, byłam totalnie smutna i nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nie widziałam nic wokół i nie wiem kiedy znalazłam się pod Wawelem. A potem myślę: "Debilu, biegnij, jeszcze tylko 3 kilosy, co to dla ciebie".

No więc wzięłam się do kupy i postanowiłam uciec chociaż przed balonami na 2:00. Zaledwie tyle mi zostało i kilometry jakoś mijały.
Jeszcze tylko Salwator, Błonia i META. W końcu!!! To był najdłuższy mój półmaraton, chociaż trwał najkrócej. Czas 1:55:03 :) Jest życiówka pobita o prawie 4 minuty. Z katarem i kaszlem i mokrą koszulką, bo nie umiem pić wody jak biegnę, bo wszystko na siebie wylewam.



Pierwsza połowa-super. Z drugiej muszę wyciągnąć wnioski.

Pierwszy raz też skorzystałam z posiłku regeneracyjnego (bo był makaron z sosem i nawet świeża pietruszka do niego) i stałam w kolejce po herbatę. Czułam się strasznie słabo i miałam obawy, że dostanę zapalenia płuc, czy coś w tym stylu. Ale spokojnie - dziś czuję się dobrze, mam tylko wieeelkie zakwasy w udach :)

Morał: Dbajmy o siebie, wzmacniajmy odporność, nie dajmy się przeziębieniom, nie opuszczajmy treningów i myślmy pozytywnie, a wszystko będzie dobrze :)

Pozdrawiam!

11 komentarzy:

  1. świetny opis półmaratonu ;) i gratuluje życiówki! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci że zachęciłaś mnie do takiego biegu :D ale mi brak mobilizacji i główny problem jest taki że wole szybkość i krótki dystans :D ale w planie życiowym mam zamiar kiedys pobiec w półmaratonie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooo, super! Nic nie stoi na przeszkodzie - można wybrać 5 km lub mniej i pobiec szybko :) Ale półmaraton to fajna rzecz, polecam :D

      Usuń
  3. Gratulacje!!! Wielkie brawa za determinację! :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. ooo na 5 pewnie wczesniej sie skusze, ale półmaraton kiedyś pobiegne , postanowione ! :D i właśnie takie blogi jak Twój beda moją motywacją :D

    OdpowiedzUsuń
  5. gratulacje Kasiula! Podziwiam jak zawsze <3

    OdpowiedzUsuń
  6. w tym momencie pod tunelem, to ja myślałam, że to koniec świata :P

    gratuluję życiówki.

    OdpowiedzUsuń