czwartek, 5 marca 2015

Biegowy miesiąc: Luty 2015


Zimowe miesiące mają to do siebie, że w biegowym świecie mało się dzieje, większość osób, w tym ja, cierpliwie szlifuje formę i czeka na wiosnę. Nie pisałam dużo w lutym, a to dlatego, że najpierw była sesja i trzeba było ją zdać, a potem były ferie i dopadł mnie leń. A kiedy chęci do wszystkiego wróciły, to znowu pojawił się kolanowy dyskomfort, który nie pozwala mi trenować, tak jak chcę. Po prostu muszę uważać i nie przesadzać.
W lutym przebiegłam 134 km, niedużo, ale po prostu zbieram siły na rozpoczęcie sezonu (a przynajmniej tak się tłumaczę). Pod koniec miesiąca pobiegliśmy z Erykiem w Parkrunie (sam to wymyślił, nie namawiałam go!) i przebiegliśmy cały bez zatrzymania (to było jego pierwsze 5 km w życiu :)). Szczerze mówiąc, już nieco zapomniałam jak to było, kiedy ja zaczynałam. Wspomnienia się mieszają, nie pamiętam dokładnie jakie dystanse biegałam i jak się wtedy czułam, czy miałam "zakwasy" i czy bardzo mnie bolało. Wiem tylko tyle, że po pierwszej dyszce (a zrobiłam to w Dolinie Chochołowskiej w Tatrach, po świętach Wielkanocnych, kiedy byłam w 1 liceum) nie mogłam chodzić przez tydzień, bo coś sobie naciągnęłam.

 Więc nastał marzec. 2,5 tygodnia do półmaratonu. Szczerze? Nie czuję się przygotowana, cały czas tylko myślę o tym, że "jakoś to będzie" i trochę się boję, że powtórzy się sytuacja z października. Ale staram się być dobrej myśli :)

Pozdrawiam!

5 komentarzy:

  1. też nie czuję się przygotowana i liczę, że jakoś to będzie ;)

    OdpowiedzUsuń