Ale nie czułam się aż tak źle, żeby pomyśleć o rezygnacji ze startu, oooo nie. "Muszę wystartować i MUSZĘ dobiec, bo muszę mieć drugą część medalu".
Więc z bolącą stopą i uśmiechem na twarzy zjawiłam się na linii startu w ten piękny sobotni wieczór.
Nigdy wcześniej nie biegłam na takim luzie i bez spiny :). Wiedziałam, że wystarczy tylko, żebym dotarła do mety i byłabym szczęśliwa. Poza tym te wszystkie kolorowe lampki i światełka, ludzie wyglądający jak bożonarodzeniowe choinki, ta atmosfera...No nie można być smutnym w takim momencie.
Zaczęłam najwolniej jak potrafiłam, żeby nie nadwyrężać nogi, zresztą ustawiłam się z tyłu stawki, więc szybciej nawet nie mogłam. Nie za bardzo lubię pierwsze kilometry, to całe przepychanie i wyprzedzanie nie jest zbyt przyjemne, ale potem, jak ludzie się "rozciągną" to jest w porządku. Ruszyłam wolno, ale potem poczułam wiatr w skrzydłach i powoli zaczynałam lecieć :)
![]() |
I na wykresie wyszedł bieg narastającą prędkością. |
I mam w końcu ten medal! Powinien pasować do tego (klik).
I doceniam teraz jak cudownie jest biegać/chodzić/siedzieć/leżeć, kiedy nic nie boli i nic nie dolega. W zimie zabieram się za porządne wzmacnianie mięśni :)
Pozdrawiam!
PS: A i zapomniałabym! Czas 54:26, tak, wiem, daleki od mojej życiówki, ale i tak jest super! Nową wykręcę na wiosnę.
Gratuluję Ci zapału do wystartowania w tym biegu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Już tak mam, że jak na coś się zdecyduję, to nie chcę odpuszczać :)
UsuńGratuluję. Też biegłam z zepsutym kolanem (relacja chyba już dzisiaj wieczorem). Było super. I jeszcze pogoda dopisała. Idealnie.
OdpowiedzUsuńPięknie! Po prostu popisowy BNT, nic dziwnego, że taki ładny wynik :D
OdpowiedzUsuńHaha :) dzięki!
Usuń