Bieganie, to nie tylko ruch do przodu i pokonywanie kolejnych kilometrów. Lubimy to, bo to nas odpręża, uspokaja, poprawia kondycję, pomaga utrzymać zdrowie i naucza dyscypliny.
Ale poprzez bieganie możemy pomóc nie tylko sobie, ale też innym.
Ostatnio na całym świecie popularne jest bieganie charytatywne. Na największych maratonach takich jak ten w Londynie czy Nowym Jorku uzbieranie konkretnej kwoty i przekazanie jej na konto jakiejś fundacji to czasem jedyna droga, żeby mieć pewność, że uzyska się numer startowy i będzie się mogło pobiec. Słyszeliście o akcji Biegam Dobrze? Jest to pierwsza akcja w Polsce, organizowana przez Maraton Warszawski, można dzięki niej wesprzeć jedną z czterech fundacji ( Amnesty International, Fundacja Dzieci Niczyje, Fundacja Synapsis, Fundacja Rak ‚n’ Roll. Wygraj Życie). Aby móc wystartować w Maratonie lub Półmaratonie Warszawskim, trzeba założyć konto na ich stronie, zebrać znajomych i zacząć działać. Jeśli zbierzesz co najmniej 300zł- masz numer startowy. Mi, póki co, daleko jest do Warszawy, wolę brać udział w zawodach gdzieś bliżej (choć nie wykluczam jej całkowicie z mojego kalendarza biegowego i pewnie kiedyś będę chciała pobiec charytatywnie), ale mam koleżankę Dominikę, która rozpoczęła swoją akcję i można ją wesprzeć TUTAJ.
Coraz więcej jest w Polsce samych biegów charytatywnych, organizowanych, aby pomóc konkretnej osobie lub fundacji. I ja miałam okazję wziąć udział w takim biegu, a dokładnie był to Bieg "Policz Się Z Cukrzycą" w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Pojechaliśmy do Tarnobrzegu całą drużyną Zabieganych. Coraz bardziej mi się podobają wspólne wyjazdy na zawody i w ogóle wspólne treningi. Całe życie biegałam sama i teraz nagle zaczyna mi się odmieniać, polubiłam bieganie w grupie.
Bieg był krótki, bo miał niecałe 4 km. Start był zaplanowany na 13:30, ale pobiegliśmy już o 13:22, więc nie zdążyłam złapać sygnału GPS i byłam zmuszona szacować ile już przebiegłam. Tak, wiem, jestem już uzależniona od zegarka :). W każdym razie to był raczej bieg towarzyski, a nie ściganie, nie było żadnych nagród, bo chodziło o to, żeby wrzucić symboliczną dychę do puszki WOŚP i pozwiedzać to całkiem przyjemne miasteczko, jakim jest Tarnobrzeg. Całą trasę przebyłam razem z Łukaszem z mojej ekipy, który (raczej nieświadomie) pomagał mi zmusić się do utrzymania trochę szybszego tempa, niż na początku zakładałam. Dodatkowo na rynku grali fajną taneczną muzykę, zaczął padać śnieg i było pięknie, a na prowizorycznej mecie dostaliśmy słodką gorącą herbatę z cytryną.
Cóż mogę więcej napisać? Najlepsze działo się potem w drodze powrotnej, ale tego już nie opowiem :)
Pozdrawiam!