poniedziałek, 1 czerwca 2015

"Kto by pomyślał?" czyli relacja z Odlotowej Piątki.

Jak już kiedyś wspominałam, jakiś czas temu zapisałyśmy się z moją współlokatorką Asią na Color Run Kraków, który miał się odbyć 23 maja. Jednak ze względu na zmianę trasy bieg przesunięto na 20 września, a my tak jakby zostałyśmy na lodzie. No bo skoro już udało mi się ją zmusić zachęcić do zapisania się na zawody, bo chciałam, żeby choć raz poczuła to co ja zawsze czuję przed i po starcie, to chciałam doprowadzić ten plan do końca. Na szczęście okazało się, że tydzień później miał się odbyć w Krakowie, z okazji pikniku rodzinnego i dnia dziecka, bieg na podobnym dystansie (wg. organizatora 4,8 km). Więc bez zbędnego namysłu zapisałyśmy się obie.
Odlotowa Piątka rozgrywała się na terenie Muzeum Lotnictwa Polskiego, trasa biegła również przez stare pasy startowe i między samolotami. Było dużo zakrętów, trochę biegania po trawce, dwa strome, ale krótkie podbiegi, więc nie było nudno.
Po wesołej rozgrzewce ustawiłyśmy się z Asią w tłumie. Widziałam, że była trochę zdenerwowana, ale to dobrze :). Stres mobilizuje. Plan był taki, że biegniemy razem i Asia nadaje tempo, ale i tak nie wiedziałam, czego się spodziewać. Trochę się bałam, ze zaczniemy za szybko, a potem nie damy rady, czy coś w tym stylu. Ale z drugiej strony wiem, że Asia tak łatwo nie odpuszcza i walczy do końca (nawet nie chciała się zatrzymać, żeby zawiązać sznurówki na trzecim kilometrze :))
Zaczęłyśmy dość mocno i naprawdę zaczęłam się obawiać dalszej części. Po połowie pierwszego kilometra na zegarku wyświetlało mi się ok. 5:20 min/km i zapaliła mi się czerwona lampka. Zwykle na treningach biegałyśmy razem ok 6 min/km, czasem 5:40. Serio myślałam, że to zdecydowanie za szybko, ale nic nie mówiłam. Byłam ciekawa co się dalej stanie :) Mi osobiście biegło się wspaniale, takie właśnie tempo lubię. W pewnym momencie zaczęłyśmy wyprzedzać i nikt już nie wyprzedził nas. Co jakiś czas pytałam Asi jak się czuje i czy na pewno chce biec tak szybko, ale tylko kiwała głową, że ok. No to ok, to lecimy :).
Pod koniec był już mały kryzys, ale jak zostało nam 200 m to zrobiłyśmy sprint i wpadłyśmy na metę (wg mojego zegarka) po 24 min i 17 s. Średnie tempo wyszło 5:11 min/km, co według mnie jest niesamowitym wynikiem kogoś, kto zaczął biegać 2 miesiące wcześniej :)

Nie powiem, śmieszna ta mapka :D
Tak sobie teraz myślę, że szkoda, że nie było medali. Bieg był darmowy, bo zyskał kilku sponsorów, ale ja na przykład wolałabym dopłacić parę złotych, żeby mieć fajna pamiątkę :)
Na mecie.
Jak widać, jak się jest chociaż trochę upartym (i ma się taką fajną współlokatorkę jak ja), to wiele można osiągnąć :)

Pozdrawiam!

PS: Fajnie było znowu spotkać Małgę, Mateusza i innych. Kraków to jednak małe miasto :D

6 komentarzy:

  1. Dałyście czadu z Asią :D Szkoda, że mnie nie było :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałyśmy się! ;D Szkoda, bo była świetna zabawa :(

      Usuń
  2. Zawsze miło się spotkać! A tym bardziej na takiej sympatycznej imprezie :D
    Czy wspominałam już, że wielkie gratulacje?

    OdpowiedzUsuń
  3. gratuluję. i wielkie gratulacje dla Asi. ja po 2 miesiącach biegania z trudem przetoczyłam się w pół godziny przez parkrun :P

    OdpowiedzUsuń