czwartek, 29 stycznia 2015

Śniadaniowy budyń z kaszy jaglanej.

W poszukiwaniu nowych smaków na śniadanie (owsianka już mi się dawno znudziła, płatki i musli też) postanowiłam tym razem spróbować kaszy jaglanej. Kiedyś już robiłam ją z przepisu Karoli (polecam), ale tym razem postanowiłam pokombinować coś po swojemu i też wyszło całkiem smacznie (chociaż przepis jest trochę mniej wyrafinowany) :). Kasza jaglana to kasza z łuskanego ziarna prosa, nie zawiera glutenu i w porównaniu do innych kasz ma małą zawartość błonnika, więc jest polecana przy diecie łatwostrawnej i bezglutenowej. Zawiera krzemionkę, stąd jej pozytywny wpływ na stawy, ale też wygląd skóry, włosów i paznokci.


Z uwagi na ubogość naszego studenckiego sprzętu kuchennego, niestety nie mogłam sobie pozwolić na idealną gładkość i puszystość tego dania, ale jest ok :)

Składniki (na jakieś 3 porcje):
-torebka kaszy jaglanej
-mleko (trochę więcej niż pół szklanki)
-2 dojrzałe banany
-pół małego jogurtu naturalnego
-cokolwiek do dekoracji

Przygotowanie: kaszę ugotować (wg. przepisu na opakowaniu), dodać mleko, banany, jogurt i zmiksować na gładką masę. I gotowe :)
Smacznego!

sobota, 24 stycznia 2015

Co lubię w biegach ulicznych?

Ostatnio coraz częściej napadają mnie myśli na temat, czy bieganie rzeczywiście ma sens, czy warto jak idiota ganiać w deszczu czy śniegu z narażeniem zdrowia, z ryzykiem skręcenia kostek i zniszczenia sobie kolan, czy pobijanie swoich życiówek prowadzi do czegoś konkretnego, po co mi to i na co. Czy opłaca się kilka razy w tygodniu męczyć i pocić tylko po to, żeby kiedyś, za parę odległych tygodni wystartować w biegu ulicznym pośród innych idiotów. Czy to ma jakikolwiek sens? No nie ma.
A może ma?
No pewnie, że ma! Przecież ja uwielbiam te biegi, bo:

1. Atmosfera: ten kto nigdy nie "wystąpił" w biegu ulicznym i nie poczuł tego, nie zgadnie o co mi chodzi. Tłum biegaczy, każdy ma jakieś marzenie i cel, przed startem cisza i skupienie, potem to napięcie trochę opada, ludzie, których nie znasz zagadują do ciebie, uśmiechają się. Kiedy nie masz sił, nagle znajduje się ktoś, kto klepie cię po pleckach i mówi "dawaj, dasz radę". Ktoś inny poratuje cię wodą, albo złapie dla ciebie banana. Właśnie o to chodzi w amatorskim bieganiu, robisz to dla satysfakcji, dzielisz z kimś swoje pasje. Czasami można się pościgać, ale zazwyczaj jest to wyścig z samym sobą i swoimi słabościami.

2. Kibice: Klaszczą ci właściwie za nic, bo po prostu sobie biegniesz, machają, przybijają piątki, wołają, trzymają dziwne motywujące tablice...Masz wrażenie, że oni też to czują. Zwłaszcza jeśli na trasie ustawisz sobie kogoś bliskiego i odliczasz ile kilometrów ci zostało, żeby go spotkać i tak egzystujesz od spotkania do spotkania (jak na przykład ja na maratonie w maju) i wiesz, że ktoś będzie czekał na ciebie na mecie. Masz kogo przytulić i masz się komu pożalić, że cię wszystko boli.

3. Rozmowy: Na zawodach biegam bez słuchawek na uszach, wolę mieć lepszy kontakt z otoczeniem, ale czasami się nudzę i przysłuchuję się rozmowom innych biegaczy (tak wiem, to wścibskie, ale cóż poradzić). Na przykład ostatnio, Biegacz do Biegaczki: "Ty wiesz? Jak tyle osób biegnie w jednym miejscu, to Ziemia się szybciej kręci!". No aż się zaśmiałam pod nosem :)

4. Punkty odżywcze: są jak oaza na pustyni, jak zbawienie, pojawiają się znikąd i zbyt szybko się kończą. Na zwykłym samotnym wybieganiu nie postawisz sobie co 5 km stołów z wodą, izotonikiem, bananami i czekoladą. Czasami zdarza mi się myśleć tylko o tym, kiedy będzie następny punkt i trzymam się tej myśli, jak tonący brzydkiej.

5. Meta: wymarzona, oczekiwana i upragniona meta. Zwykle stawiają ją trochę za daleko jak na mój gust, no ale nic z tym nie zrobię niestety. A jeśli uda się wpaść na nią w zakładanym czasie, następuje wybuch radości, płacz i szczęście, aż do wymyślenia sobie kolejnego celu.

A wy? Co lubicie i dlaczego startujecie?

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Weekend na sportowo czyli Krak maraton i mój pierwszy Parkrun.

Lubię biegać wieczorem. Jest wtedy taka cisza i spokój, mogę odpocząć po całym dniu, porozmyślać, posłuchać muzyki... Ale w ten weekend postanowiłam zwlekać się rano z ciepłego łóżka i biegać. I to nie sama :)
Zimnoooo!
W sobotę w końcu zdecydowałam się (dzięki Dominice, która też biegła, ale w Warszawie) wziąć udział w zabawie i wystartowałam w Parkrun. Jest to bieg na 5 km organizowany w wielu miastach Polski i świata w każdą sobotę o 9. Trochę dziwnie się czułam, bo nie znałam nikogo, a że bieg był organizowany w Krakowie już po raz 85, to widać było, że ludzie znają się i przyjaźnią, i panowała taka miła rodzinna atmosfera. Dodatkowo w połowie dystansu zaczęło pięknie świecić słońce i wiał ciepły przyjemny wiatr. Na mecie słodka herbatka i pamiątkowe zdjęcia :)

Przed Krak Maratonem. Zdjęć z Parkrunu niestety nie posiadam.
A w niedzielę w ramach długiego wybiegania wzięłam udział w Krak Maratonie. Nie, nie przebiegłam 42 km, nie przebiegłam nawet połowy maratonu. Ale zrobiłam na Błoniach 5 kółek, co daje 17,5 km. Jak wracałam do mieszkania to potruchtałam jeszcze przez 1,5 km, i w sumie mam 19. Formuła tego biegu była taka, że każdy zrobił tyle kółek, ile mu się podobało. Wystarczyło jedno, żeby zostać sklasyfikowanym i dostać medal. A medal okazał się miłą niespodzianką, bo jest drewniany, ze śnieżynką. Choć śniegu ani widu ani słychu. Ale pamiętam że rok temu o tej porze były zawieje i zamiecie, i 10 kresek na minusie, więc poniekąd mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na taką łagodną aurę.

Oby było więcej takich dni :)
Pozdrawiam!

czwartek, 15 stycznia 2015

Kondycjo, wróć!


Cierpliwość. Cecha ważna u każdego człowieka, a zwłaszcza u biegacza. Wszystko przychodzi z czasem - umiejętności, wiedza, sprawność...tylko trzeba czekać. Cierpliwie.
A ja próbuję odgrzebać moją kondycję sprzed grudniowej przerwy. To wcale nie jest takie proste, ale powoli, powoli, jakoś to idzie. Nie porywam się jeszcze na bardzo długie biegi, robię na razie ok. 4 treningi w tygodniu po 6-10 km. Nie szarżuję z tempem i wkurzam się, że nie mogę szybciej, ale staram się teraz zwiększyć wytrzymałość tlenową, czyli taką na niskich intensywnościach, bez zakwaszania mięśni. I myślę o tym co będzie wiosną...a tu jeszcze 9 i pół tygodnia.
Chciałabym już poczuć to świeże powietrze zwiastujące pierwsze półmaratony i maratony :). Tłumy ludzi biegających po krakowskich Błoniach i Bulwarach Wiślanych, zapach trawy i kwiatów na drzewach. To wszystko sprawia, że aż chce się wyjść z domu i bardzo pomaga w zmotywowaniu się do ćwiczeń.
Ale najpierw trzeba się przygotować i wrócić do dawnego wytrenowania. Czasem słyszę "Ty to masz kondycję, żeby tyle biegać" albo "ja nie mogę biegać, bo nie mam takiej kondycji". A przecież to tylko kwestia dobrych chęci. Ja nie myślę, czy mi się chce, czy nie, po prostu ubieram się i wychodzę. Gdybym za dużo o tym myślała, pewnie znalazłabym milion wymówek, żeby nie biegać i nie ćwiczyć. Po jakimś czasie w końcu zrozumiałam, że uczucie po treningu jest warte wszelkich wyrzeczeń, jest lepsze niż czekolada i godziny spędzone przed ekranem komputera. Tak właśnie buduje się kondycję - wychodząc ze swojej strefy komfortu. A żeby coś osiągnąć trzeba tę strefę dyskomfortu polubić i przyzwyczaić się do niej. I ja właśnie próbuję to robić :)

Pozdrowienia!

PS: Myślę nad zmianą planów dotyczących maratonu. A może by tak...Ucieczka z Krakowa?

niedziela, 11 stycznia 2015

Strój biegacza - jak przetrwać zimę.

To będzie już piąta przebiegana przeze mnie zima, ale dopiero druga w ubraniach z "prawdziwego zdarzenia". Wcześniej nie przejmowałam się tym, co na siebie zakładam, byle by było nie za zimno, ale też nie za ciepło, co dość trudno było uzyskać dzięki bawełnianej koszulce, bluzie z kapturem lub polarze, zwykłej kurtce wiatrówce i bawełnianych spodniach dresowych. Ale i tak oczywiście ten strój nie przeszkadzał mi w bieganiu. Nie wiedziałam, że może być lepiej i wygodniej, przyjmowałam, że tak po prostu jest i tyle.


Teraz na szczęście zdążyłam już skompletować biegowe zimowe ubrania i mam na ten temat trochę przemyśleń.
Zwykle zanim zacznę zbierać się na bieganie, sprawdzam temperaturę panującą na zewnątrz. I tak:

-jeśli jest powyżej zera, to wystarczy mi bluza do biegania, koszulka z krótkim rękawkiem i legginsy, w których biegam przez większą część roku. No i lekka czapka lub buff jako opaska na czoło i uszy. Czapka jest ważna, bo jak hula wiatr (zwłaszcza taki jak ostatnio) to jest w niej o wiele przyjemniej, niż gdyby nie mieć nic na uszach. Ale to dobrze, że ten wiatr wieje, może smog wawelski trochę odpuści i będzie lepsze powietrze :). Poza tym czapka zabezpiecza przed nadmierną utratą ciepła. Rękawiczek nie ubieram, bo musiałabym je ściągnąć już po pierwszym kilometrze. Podczas biegu ciało intensywnie się rozgrzewa, więc nie warto przesadzać z ilością odzienia.

-gdy temperatura spada poniżej zera sprawa wygląda trochę inaczej, tutaj już trzeba bardziej skupić się na tym, co na siebie założyć. Ja ubieram, oprócz wspomnianych wcześniej rzeczy (koszulka techniczna z krótkim rękawem, "jesienne" legginsy do biegania i biegowa bluza +czapka), dodatkowo koszulkę z długim rękawem, szorty na tyłek (bo jeszcze nie posiadam ocieplanych legginsów) i rękawiczki oraz obowiązkowo skarpetki za kostkę. Trzeba pamiętać, żeby wszystko dokładnie w siebie powkładać (zwłaszcza t-shirt w spodnie), żeby nic nie podwiewało. Na razie tej zimy taki zestaw mi wystarcza. Co do butów, to powinny być nieprzemakalne i powinny mieć dość agresywny bieżnik. Piszę, że powinny, bo ja takich nie mam, zwykle zimą "dojeżdżam" stare buty, żeby wiosną móc kupić nowe :). Ale pewnie kiedyś, jak będę mieszkać na wsi i biegać po lesie - sprawię sobie takie buciki. Jak jest już baaardzo zimno, to można pokusić się o następne warstwy na górę i dół, o kominiarkę na twarz, czy grubsze rękawiczki, albo po prostu zrobić trening w domu. Gdy jest mniej niż -10 stopni - ja zostaję. Po prostu nie za bardzo mogę wtedy oddychać, a tlen jest raczej potrzebny :)

Z odpowiednim ubiorem zima wcale nie jest taka straszna :)
Pozdrawiam!

wtorek, 6 stycznia 2015

Cele, plany, marzenia...

Ja wiem, że to głupie robić postanowienia noworoczne i ja wiem, że większość takich postanowień kończy się czasem już w chwili ich wymyślania, a przynajmniej w ten cały niebieski poniedziałek 3 tygodnie po Nowym Roku.
Ale przecież biegowe postanowienia idealnie wpisują się w koncepcję S.M.A.R.T (cel ma być prosty, mierzalny, osiągalny, istotny i określony w czasie).


Moje postanowienia biegowo-noworoczne podzieliłam sobie na 3 części:

1.Plany: Mam zaplanowane na razie 3 starty. Jakoś tak mam, że lubię startować w tych samych biegach co roku, tak z sentymentu. A poza tym jeśli trasa jest taka sama, to porównywanie swoich wyników jest bardziej miarodajne, bo wiadomo, że są trasy "szybsze" i "wolniejsze", to zależy zwłaszcza od ukształtowania terenu. Zatem:
-22 marca Półmaraton Marzanny
-19 kwietnia Cracovia Maraton
I nowość, coś czego jeszcze nie próbowałam, czyli Runmageddon Classic Warszawa 9 maja. To jest bieg na dystansie 12 km, ale dystans raczej tu nie gra roli. Do pokonania ma być ponad 40 przeszkód, jakieś tam ściany, zasieki, jeziora, opony, stogi siana... Liczę na to, że jakoś dopełznę do mety :D.
Planuję jeszcze pobiec gdzieś na 10 kilometrów.

2.Cele: Moim celem jest regularna aktywność fizyczna i nie chodzi mi tylko o bieganie, muszę się jakoś przygotować do tego runmageddonu ;D. Wzmocnienie mięśni wychodzi tu na pierwszy plan. 1 stycznia usiadłam z kartką papieru i rozpisałam ćwiczenia na każdy dzień tygodnia. Mam postanowienie, żeby podciągnąć się chociaż raz (!) i przebiec w tym roku 2000 km i... zrobić szpagat.

3.Marzenia: Moim marzeniem jest (tak jak w 2014) pobicie wszystkich swoich dotychczasowych rekordów. Hmmm dam radę? Nie wiem, ale chcę spróbować. Kusi mnie 3:59 w maratonie, dam sobie na to 2 próby. Wiosenną (zostało 15 tygodni), a jak nie wyjdzie to poszukam jakiegoś jesiennego, może w Warszawie?
Wiosenną połówkę chcę zaliczyć z czasem poniżej 1:50, co nie udało się w październiku. Zostało 11 tygodni, będę walczyć!
Ale 10 km też nie zostawię w spokoju. Czy 48 minut może być w zasięgu moich nóżek? Planuję to sprawdzić w okolicach czerwca :)

Pozdrawiam!

piątek, 2 stycznia 2015

Wspomnienie 2014.

Nastał czas wszelakich podsumowań. I ja też chcę. Tylko, że trudno ubrać w słowa to wszystko, co mi się w tym roku przydarzyło i jak to wszystko mnie zmieniło. Dużo tego.
Start Cracovia Maraton
Ten 2014 był dla mnie w pewnym sensie przełomowy. Zaczęłam biegać więcej, szybciej, pobiłam życiówki na 10km i w półmaratonie, w końcu pokonałam pełny maraton, udało mi się biegać regularnie parę razy w tygodniu i naprawdę czerpać z tego przyjemność. I wyszło tego w sumie ok. 1400 km. (doliczam ok.100 km za miesiąc kiedy nie mierzyłam dystansu żadnym sprzętem elektronicznym, tylko mapą). Może to mało w porównaniu do innych, ale ktoś kiedyś powiedział, żeby nie porównywać się do innych, tylko żeby porównywać się do samego siebie. A w porównaniu do siebie z lat wcześniejszych wypadam całkiem nieźle :)
Styczeń, Luty: Biegałam systematycznie, ale baaardzo powoli. Nie wiem, czy chociaż raz udało mi się zejść poniżej godziny na 10 km. Miałam w perspektywie zbliżający się wielkimi krokami wiosenny Półmaraton Marzanny i chciałam go zrobić poniżej dwóch godzin (czyli każda dyszka w 57 minut! Jak miałam przebiec 21 km w mniej niż 2h, skoro nawet 10 km poniżej 60 nie dawałam rady?). Ale myślałam optymistycznie i z tego wszystkiego zgubiłam czujnik do iPoda, który towarzyszył mi od początku biegowej przygody, więc nie miałam jak mierzyć moich kilometrów.
Marzec: Wielki, narastający stres przed półmaratonem. Wiedziałam, że jak dam radę pobić tę magiczną granicę dwóch godzin to będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. I byłam w rezultacie :) półmaraton pykłam w 1:58:40 (nie bez wysiłku, trudu i znoju oczywiście). No i w końcu zakupiłam super-ekstra-profesjonalny zegarek z GPS i piękne magiczne buciki Adidas Supernova Glide Boost. I myślę, że to był kolejny krok do przodu i motywacja do lepszych treningów.
Przed połówką Marzanny
Kwiecień: Moje pierwsze długie niedzielne wybiegania w przygotowaniach do maratonu; najdłuższe zrobiłam na 30 km. To była całkiem przyjemna wycieczka turystyczna po Krakowie w pewien sympatyczny niedzielny poranek. Przetestowałam żele energetyczne i moją tajną taktykę na bieg. Właściwie każde dłuższe wybieganie traktowałam jako podróż i mam nadzieję, że tak samo będzie w tym roku.
Maj: Ekscytacja i ostatnie przygotowania do (póki co) najważniejszego biegu w moim życiu. Maraton. Jak to pięknie brzmi :) Czas 4:30:23, do pobicia w nadchodzącym czasie. Po biegu: jeden fioletowy paznokieć, jeden wielki zakwas na całym ciele i jeden wielki uśmiech. Ale kolana dały radę i mogłam jako tako schodzić/wchodzić po schodach. No i w maju powstał blog :)
Meta Cracovia Maraton
Czerwiec: Przyspieszanie, interwały, kręcenie kolejnych kilometrów. W połowie miesiąca Bieg Świetlików na 10 km, gdzie okazało się, że treningi interwałowe jednak działają.
Lipiec, Sierpień: Odpoczywałam, trochę w domu, trochę na Mazurach, ale zawsze z bieganiem :). W sierpniu zaczęłam treningi do jesiennego półmaratonu, ale też miałam na celu wrześniowy bieg na dyszkę w Krynicy. Jak już kiedyś wspominałam, nie lubię biegać w lecie. Zawsze ciężko mi się zmotywować, żeby wyjść na trening w upalny dzień, dlatego już nie mogłam doczekać się jesieni i zimy.
Wrzesień: Nowa życiówka na 10 kilometrów; 49:43. Tak sobie myślę, że zbliżam się do momentu kiedy pobijanie kolejnych własnych rekordów będzie coraz trudniejsze i będzie wymagało coraz więcej pracy i zaangażowania.
Październik: Październik był wesoły. Bieg Trzech Kopców w 1:12:56, czyli 6 minut szybciej niż rok wcześniej, co na dystansie 13 km jest całkiem fajną różnicą. Wybiegałam 2760 metrów na 12 minutowym teście Coopera i poprawiłam wynik w półmaratonie na 1:55:03 w pierwszym Cracovia Półmaratonie Królewskim.
Listopad, Grudzień: Dwa dość spokojne, smutne miesiące. Złapałam lekką kontuzję kolana i w grudniu już prawie nie biegałam, ale dzięki temu umocniłam sie w przekonaniu jak ważne są dodatkowe ćwiczenia wzmacniające mięśnie, które chronią stawy.W połowie grudnia przebiegłam Zimowy Bieg świetlików na 10 km.
W sumie zdobyłam 7 nowych medali w tym roku (wszystkich mam na razie 11 :D)
A co w 2015? Same fajne rzeczy, o których napiszę niebawem :)

I przy okazji chciałam Wam życzyć wszystkich najlepszych rzeczy w nowym roku, spełniajcie marzenia, bądźcie silni i nie bójcie się walczyć o swoje szczęście. Dziękuję, że nadal ze mną jesteście.
Pozdrawiam!