wtorek, 22 lipca 2014

Czas wziąć się w garść, czyli nowy plan.

Lato nie sprzyja mojemu bieganiu, o czym przekonuję się co roku. Rano nie chce się wstać, w dzień jest za gorąco, a wieczorem nie ma czasu. A na jesieni czekają mnie ważne starty, więc trzeba się do nich solidnie przygotować. Dlatego zaraz po powrocie z wakacji, czyli w połowie sierpnia (może już będzie trochę chłodniej) zabieram się za nowy plan treningowy. Najważniejszy będzie dla mnie 1.Cracovia Półmaraton, który będzie 26 października, ale po drodze pobiegnę jeszcze (o ile starczy sił) w Biegu Trzech Kopców (13km) i Życiowej Dziesiątce w Krynicy. Achhh, już nie mogę się doczekać! Ale żeby dobrze poszło trzeba trenować :)
Plan znalazłam TU. Zakłada 4 treningi w tygodniu, w tym jedno długie wybieganie i przebieżki, a w dni nie-biegowe ćwiczenia na ogólną sprawność i rozciąganie. Zaczynam od 11 sierpnia.

Z mojego skromnego doświadczenia wiem, że z planem jest mi łatwiej się zmobilizować i mam nadzieję, że tym razem też tak będzie :)
Pozdrawiam!

czwartek, 17 lipca 2014

Włosy biegaczki - jak je ujarzmić?


Czasem widzę dziewczyny biegające w rozpuszczonych włosach, mają na nich jedynie opaskę. Zupełnie tego nie rozumiem, ale może to po prostu kwestia przyzwyczajenia. Dla mnie włosy muszą być związane i kropka (no chyba, że są krótkie :)).
Ale jak upiąć włosy, żeby nie przeszkadzały, nie fruwały na wszystkie strony, nie wkurzały, nie plątały się i żeby, co najważniejsze, były wygodne? Odkąd nie noszę krótkiej fryzury, był to mój problem i myślę, że wielu innych biegaczek też. Ja mam to szczęście, że moje włosy już nie są cieniowane, ani nie mam grzywki, więc nie muszę używać wszelkiego rodzaju wsuwek, spinek, pianek i lakierów, żeby ujarzmić to, co wylatuje spod gumki.
W mojej "karierze" zwykle czesałam się na 3 sposoby:

1.Kok.
udało się za 7 razem ;)

Kok, jak się go dobrze wykona jest chyba najlepszą, najmniej przeszkadzającą fryzurą do biegania. Włosy nie odstają, nic nie dynda i nie obija się o plecy. Tylko, że dobrze upięty kok zdarza się raz na X prób, a to jest dosyć czasochłonne, kiedy chce się jak najszybciej wyjść pobiegać. Ja używam dla pewności dwóch gumek: jedną do zrobienia mocnego kucyka, a drugą do utrzymania owiniętych włosów. Wtedy jakoś się trzyma, ale im dłuższe włosy, tym gorzej. No i jak się zwiąże zbyt mocno, to może boleć głowa, bo kok jest dosyć ciężki.

2.Kucyk.

Najszybszy i najprostszy do wykonania. Nisko lub wysoko, jak komu wygodnie. Jeśli nic nie odstaje to jest super i dobrze się trzyma, ale w tym przypadku również jak jest związany za mocno, to może boleć głowa. I jeden znaczący minus: przy długich włosach mogą one się plątać. Nawet bardzo, zwłaszcza kiedy pada lub jest gorąco.

3.Warkocz

Najwygodniejszy. Wymaga trochę wprawy, żeby zrobić go samodzielnie, ale włosy się nie plączą i wytrzymują w tym stanie długi czas (oczywiście jeśli nie są cieniowane). Wiem, wygląda trochę staroświecko i jak u małej dziewczynki, ale cóż zrobić, liczy się komfort.


Piszcie, jeśli macie lepsze sposoby :)
Pozdrawiam!

niedziela, 13 lipca 2014

Dlaczego warto jeść śniadanie?

Nie mam czasu.
Nie jestem głodny.
Nie chce mi się.
Odchudzam się.
Nie wiem co zjeść.
Nie mam ochoty.
Słyszałam to już wiele razy od osób, które próbowałam namówić do jedzenia tego najważniejszego posiłku dnia.

Śniadanie: dlaczego trzeba i warto je jadać?

1. Najlepszym argumentem jest to, że śniadanie dostarcza energię i składniki odżywcze (sama kawa nie wystarczy). Energia ta jest potrzebna, żeby się dobudzić, zacząć pracować, myśleć, poprawić koncentrację. Mózg potrzebuje glukozy, a że jej zapasy wystarczają na krótko, musi być ona dostarczona niedługo po przebudzeniu.

2. W godzinach porannych nasz żołądek wydziela duże ilości kwasu solnego. Jeśli w tym czasie nie dostarczymy mu pożywienia, może to przyczynić się do dolegliwości takich jak zgaga, nadkwasota, a nawet nadżerki i wrzody.

3. Śniadanie poprawia nastrój i zmniejsza ryzyko podatności na stres.

4. Osoby jedzące śniadanie rzadziej cierpią na nadwagę i otyłość, ponieważ zwykle nie mają tendencji do późniejszego objadania się.

5. Poranny posiłek przyspiesza metabolizm.

Warto wstać 10 minut wcześniej i poświęcić je na przygotowanie i spożycie posiłku. Ja na przykład nie wychodzę rano z domu bez śniadania, bo wiem, ze czuję się wtedy słaba i głodna. Zazwyczaj jem pełnoziarniste płatki z mlekiem i owocami świeżymi lub suszonymi. Mam w tym swoją rutynę i niestety rzadko wymyślam coś nowego :).
Jednak jeżeli na samą myśl o jedzeniu robi się niedobrze, to można spróbować przygotować koktajl na bazie mleka lub jogurtu ze świeżymi owocami, z dodatkiem orzechów lub ziaren zbóż. Po dwóch tygodniach jedzenia śniadania organizm przyzwyczai się do nowego nawyku i sam zacznie się o nie domagać.

Pozdrawiam i smacznego :)

czwartek, 10 lipca 2014

I jak tu nie biegać!

W poszukiwaniu motywacji sprawiłam sobie prezent na urodziny i zakupiłam książkę Beaty Sadowskiej "I jak tu nie biegać!". Już po sesji (zdana!), więc w końcu mam czas na czytanie :)

Słyszałam wiele dobrych opinii o tej książce i nie zawiodłam się, bo znalazłam to, czego szukałam. Ona naprawdę jest pełna radości, optymizmu i szczęścia płynącego z biegania. Autorka szczerze to kocha i myślę, że po przeczytaniu tej książki nawet ktoś, kto nie biega mógłby przekonać się do tego sportu.
Pani Beata, która kiedyś nie znosiła biegać, teraz ma na koncie 12 maratonów w najróżniejszych zakątkach świata oraz wiele innych biegów na krótszych dystansach. Szczerze jej tego zazdroszczę, sama chciałabym w przyszłości pobiec w Nowym Jorku, San Francisco albo w Tokio. W książce poruszone zostało wiele bliskich mi tematów, autorka zwróciła szczególną uwagę na biegające kobiety, co również mi się spodobało. Nie jest to typowy poradnik dla biegaczy, chociaż w treść wplecione są "wywiady" z trenerem Kubą Wiśniewskim, pomocne zwłaszcza dla początkujących (rady typu: jak dobrać buty, jak się ubrać, co jeść, jak odpoczywać oraz przypomnienie, że trening biegowy to nie tylko klepanie kilometrów, ale także dodatkowe ćwiczenia). Nie jest to również powieść, kompletnie brak w niej chronologii wydarzeń, ja momentami trochę się gubiłam, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Po prostu mnóstwo w niej pozytywnej energii, którą z chęcią wchłonęłam :).
Pani Beata opisuje swoje przeżycia, emocje i przygody, ale też interesujące historie znajomych biegaczy. Wstaje o 5 rano i nie marudzi, bo wie, że za chwilę przeżyje jeden z najfajniejszych momentów dnia (swoją drogą, ja zdecydowanie swój moment mam wieczorem i chyba się do porannego biegania nie dam przekonać). Udowadnia, że nawet mając mnóstwo zajęć, obowiązków, pracy, dziecko można znaleźć czas, żeby realizować swoją pasję. Biegała nawet będąc w ciąży. No i jej też, tak jak każdemu, czasem się nie chce i zbiera się w sobie godzinami, żeby w końcu włożyć buty i wyjść z domu. Ale po paru chwilach już nie żałuje, że ruszyła się z kanapy (choć taka wygodna była).
Pani Beata nie przejmuje się wynikami i zmusiła mnie do głębszej refleksji na ten temat. Ja chyba nie mogłabym biegać bez zegarka, nie mierzyć i nie przeliczać wszystkiego, bo to mnie bardzo motywuje. Im więcej, dalej, szybciej, tym lepiej. A dla niej to wszystko jedno, po prostu cieszy się tym, że biega. I ma też do biegania świetne towarzystwo w postaci synka w wózku i psa.
Pani Beata twierdzi (tak jak i ja), że biegać może każdy. I nie trzeba do tego specjalnych predyspozycji, nowinek technicznych, wyliczeń i szczegółowej wiedzy o treningu. To wszystko przyjdzie z czasem...albo nie :)
Nie chcę zdradzać więcej, po prostu przeczytajcie sami (z chęcią wypożyczę). Polecam tym biegającym i tym niebiegającym też, może zrozumiecie, że bieganie jest fajne, serio :)

Pozdrawiam!

niedziela, 6 lipca 2014

Dietetyka - przemyślenia po pierwszym roku studiów


Nie zawsze chciałam studiować dietetykę. Dochodziłam do tej myśli powoli, z czasem udało mi się do niej przyzwyczaić i podjąć stosowne kroki. Zawsze lubiłam matematykę, była jednym z tych przedmiotów, które potrafiłam z łatwością ogarnąć i kiedyś to z nią wiązałam swoją przyszłość. Jednak w pewnym momencie zaczęłam interesować się zdrowym odżywianiem, czytałam dużo artykułów na ten temat, kupowałam czasopisma i książki. I pomyślałam, że skoro już tyle wiem, to czemu tej wiedzy nie wykorzystać? Dietetyka - czemu nie?
 
"Kierunek ten przygotowuje między innymi do kontrolowania jakości produktów żywnościowych i warunków ich przechowywania oraz produkcji potraw zgodnie z zasadami przyjętych systemów, zapotrzebowania na makro- i mikroskładniki odżywcze pacjentów; oceny wpływu żywienia na wyniki leczenia chorób; oceny wzajemnego wpływu farmakoterapii i żywienia; planowania i przygotowywania potraw wchodzących w skład poszczególnych diet; planowania i wdrażania żywienia indywidualnego, zbiorowego i leczniczego dla zróżnicowanych pod względem wieku, zawodu oraz warunków życia grup ludności; prowadzenia edukacji zdrowotnej w zakresie zasad prawidłowego żywienia."


Kończąc szkołę myślałam, że wreszcie nie będę musiała uczyć się głupich, nikomu niepotrzebnych  przedmiotów, bo na studiach wszystko będzie związane z moim przyszłym zawodem. Miałam w głowie pewne wyobrażenia i muszę przyznać, że mało z nich się sprawdziło. Ogólnie myślę, że ten rok był takim jakby okresem przygotowawczym do następnych lat, bo szczerze mówiąc dowiedziałam się niewiele ponad to, co już umiałam w zakresie żywienia człowieka.

Jak chyba wszędzie, na dietetyce są przedmioty łatwe i trudne, nudne i ciekawe, potrzebne i takie, które mają tylko zmarnować zabrać trochę czasu. Tak samo jest z wykładowcami: jedni potrafią zainteresować tematem, są mili i przyjaźni studentom, i chętnie odpowiadają na pytania, a od innych chce się po prostu uciec, bo przynudzają, albo nie traktują nas poważnie. Największym zaskoczeniem dla mnie na początku roku była anatomia. Byłam przekonana, że będzie to tylko wiedza przekazana teoretycznie, z książek, ale jak się okazało, zaprosili nas na zajęcia do prosektorium. Po pierwszych ćwiczeniach ze zwłokami na stole miałam mieszane uczucia i później przez dłuższą chwilę nie mogłam zasnąć, ale po jakimś czasie można się do tego widoku przyzwyczaić. Ciekawe były też ćwiczenia z chemii, mikrobiologii i z gotowania. Pod względem ilości nauki też nie było źle, w zasadzie miałam czas i na to, żeby się spokojnie pouczyć i na inne przyjemności :)
Jednym z minusów był niestety bardzo nieregularny plan zajęć, ale jakoś udawało mi się systematycznie jeść posiłki i biegać. I boję się, że na drugim roku będzie gorzej :)

Poznałam też mnóstwo fajnych ludzi, zawiązały się przyjaźnie, których na początku roku w ogóle się nie spodziewałam :)


Czy polecam dietetykę? Jak ktoś interesuje się tematem, to jak najbardziej tak, chociaż na razie mało uczyliśmy się o żywieniu i mam nadzieję, że nadrobimy w przyszłym roku. A jak ktoś nie interesuje się tematem, tylko przypadkiem nie dostał się na medycynę, to dietetyka może być fajna odskocznią od nauki do matury.

Pozdrawiam!

wtorek, 1 lipca 2014

Biegowy miesiąc: Czerwiec 2014

Czerwiec. Mój ulubiony miesiąc w roku. To czas kiedy mam znaczną motywację do tego, żeby coś w sobie zmienić i dużo działać. Tak właśnie było przez większość miesiąca, ale pod koniec dopadł mnie leń i małe przeziębienie. Powoli zaczynam mieć refleksje na temat mojego wyzwania i myślę, że ograniczenia i nakazy jednak nie są dobrą drogą. Trzeba po prostu chcieć. Nie miałam biegowego lenia już od paru miesięcy, prawie zawsze miałam ochotę iść na trening, a jak podjęłam wyzwanie to z jakiegoś powodu przestało mi się chcieć (ale wyzwanie chcę pociągnąć do końca). Przebiegłam ponad 156 km, choć mogło być ich więcej... Szczerze mówiąc trochę się na sobie zawiodłam, ale jak to mówią "mówi się trudno i idzie się dalej". Jedyne co mi się udało, to biegać trochę szybciej, średnio w tempie ok. 5:17/km i pobić swój czas na 10 km w Biegu Świetlików.
W czerwcu zrobiłam parę razy interwały i w końcu udało mi się użyć pulsometr. Oczywiście jest jeszcze dużo pracy w tym względzie, np. chciałabym się nauczyć biegać w odpowiednich zakresach tętna.

Na lipiec i sierpień nie mam niestety żadnych startowych planów chociaż z chęcią zapisałabym się na jakiś półmaraton albo 10 km. Dopiero wrzesień i październik będą obfitować w zawody. Póki co zostaje mi tylko biegać i pracować nad stabilizacją, postawą ciała, techniką i ogólną sprawnością.

Pozdrawiam! Mam nadzieję, że macie więcej motywacji niż ja :)