wtorek, 12 stycznia 2016

Pomaganie przez bieganie.

Bieganie, to nie tylko ruch do przodu i pokonywanie kolejnych kilometrów. Lubimy to, bo to nas odpręża, uspokaja, poprawia kondycję, pomaga utrzymać zdrowie i naucza dyscypliny.
Ale poprzez bieganie możemy pomóc nie tylko sobie, ale też innym.

Ostatnio na całym świecie popularne jest bieganie charytatywne. Na największych maratonach takich jak ten w Londynie czy Nowym Jorku uzbieranie konkretnej kwoty i przekazanie jej na konto jakiejś fundacji to czasem jedyna droga, żeby mieć pewność, że uzyska się numer startowy i będzie się mogło pobiec. Słyszeliście o akcji Biegam Dobrze? Jest to pierwsza akcja w Polsce, organizowana przez Maraton Warszawski, można dzięki niej wesprzeć jedną z czterech fundacji ( Amnesty International, Fundacja Dzieci Niczyje, Fundacja Synapsis, Fundacja Rak ‚n’ Roll. Wygraj Życie). Aby móc wystartować w Maratonie lub Półmaratonie Warszawskim, trzeba założyć konto na ich stronie, zebrać znajomych i zacząć działać. Jeśli zbierzesz co najmniej 300zł- masz numer startowy. Mi, póki co, daleko jest do Warszawy, wolę brać udział w zawodach gdzieś bliżej (choć nie wykluczam jej całkowicie z mojego kalendarza biegowego i pewnie kiedyś będę chciała pobiec charytatywnie), ale mam koleżankę Dominikę, która rozpoczęła swoją akcję i można ją wesprzeć TUTAJ.

Coraz więcej jest w Polsce samych biegów charytatywnych, organizowanych, aby pomóc konkretnej osobie lub fundacji. I ja miałam okazję wziąć udział w takim biegu, a dokładnie był to Bieg "Policz Się Z Cukrzycą" w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. 
Pojechaliśmy do Tarnobrzegu całą drużyną Zabieganych. Coraz bardziej mi się podobają wspólne wyjazdy na zawody i w ogóle wspólne treningi. Całe życie biegałam sama i teraz nagle zaczyna mi się odmieniać, polubiłam bieganie w grupie.

Bieg był krótki, bo miał niecałe 4 km. Start był zaplanowany na 13:30, ale pobiegliśmy już o 13:22, więc nie zdążyłam złapać sygnału GPS i byłam zmuszona szacować ile już przebiegłam. Tak, wiem, jestem już uzależniona od zegarka :). W każdym razie to był raczej bieg towarzyski, a nie ściganie, nie było żadnych nagród, bo chodziło o to, żeby wrzucić symboliczną dychę do puszki WOŚP i pozwiedzać to całkiem przyjemne miasteczko, jakim jest Tarnobrzeg. Całą trasę przebyłam razem z Łukaszem z mojej ekipy, który (raczej nieświadomie) pomagał mi zmusić się do utrzymania trochę szybszego tempa, niż na początku zakładałam. Dodatkowo na rynku grali fajną taneczną muzykę, zaczął padać śnieg i było pięknie, a na prowizorycznej mecie dostaliśmy słodką gorącą herbatę z cytryną.

Cóż mogę więcej napisać? Najlepsze działo się potem w drodze powrotnej, ale tego już nie opowiem :)

Pozdrawiam!

sobota, 2 stycznia 2016

XXV Gorlicki Bieg Sylwestrowy jako podsumowanie roku 2015.

W czwartek 31 grudnia wzięłam udział w XXV Gorlickim Biegu Sylwestrowym na dystansie 10 km razem z ekipą Zabieganych.
Od pół godziny siedzę przy biurku i nie wiem jak zacząć, jak w ogóle opisać ten bieg. Może zacznę od tego, że mam po nim bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony moja obecna kiepska forma, ból kolana i niepewność nie dają mi spokoju, ale z drugiej atmosfera biegu, ludzie wokół mnie, czas w jakim to wszystko się działo, piękna mroźna aura nastrajały bardzo pozytywnie i nie pozwalały przestać się uśmiechać.
Na początku się bałam. Bo chciałam przycisnąć tempo, ale nie za bardzo wiedziałam na co właściwie mogę sobie pozwolić. Zaczęłam dość mocno, bo stanęłyśmy razem z Dominiką z przodu, było z górki i biegło się w miarę dobrze. Przed startem powiedziałam Dominice, że chcę trzymać tempo 5:00-5:10 min/km i pewnie dobiegnę tak do 5 kilometra, a później się okaże. Okazało się, że nie dałam rady. Faktycznie do 5 kilometra trzymałam się w założeniach, ale później odpadłam całkowicie. Zwolniłam do 5:30 min/km i miałam problem z utrzymaniem tego tempa. Miałam nawet ochotę przestać biec i marszem dojść do mety, ale oczywiście tego nie zrobiłam, no bo jak to tak :). Potem przypomniałam sobie, że uczestników jest ponad 580, a medali tylko 500 (dla tych, dla których nie wystarczy, mieli dosłać potem pocztą). Po ostatniej nawrotce, kiedy zostało 2,5 km do mety, zaczęłam liczyć osoby biegnące za mną. I naliczyłam tak niecałe 60 osób, czyli musiałabym wyprzedzić prawie 30 ludzi, żeby dostać medal. Nie do zrobienia. A przynajmniej nie wtedy. Więc biegłam sobie już bez nadziei, byle tylko skończyć i mieć to już za sobą. 

Zdjęcie od Jagody :)

Ale na mecie przeżyłam pozytywne zaskoczenie, bo jednak zdążyłam dobiec zanim rozdali wszystkie medale! Wiem, może to trochę głupie, ale szkoda by było pojechać na zawody i wrócić z pustymi rękami. Dobiegłam z czasem 51:32, który jest niecałą minutę gorszy od mojej życiówki.


Ale tego dnia ten mój bieg nie był taki ważny. Ważna była cała jego otoczka. Ważne było to, że pierwszy raz nie pojechałam startować sama, ale z całą grupą pozytywnie zakręconych ludzi, dla których bieganie także jest pasją. Wielu z nich po raz pierwszy brało udział w zawodach, w tym moja kochana mama, która przebiegła 5 km w 32 minuty! Gratulacje należą się też Dominice, która biega od roku, a dychę pokonała w 46 minut z sekundami (poprawiając się o 4 minuty!), co dla mnie jest na razie wynikiem w sferze marzeń :). Kilka osób dostało nawet nagrody za zajęcie wysokich miejsc w klasyfikacji wiekowej, co mnie osobiście naprawdę motywuje do dalszej pracy nad sobą.
Dziękuję Wam Zabiegani za ten wyjazd, było super!
www.halogorlice.info

Pozdrawiam i widzimy się na ścieżkach w 2016 roku!