niedziela, 25 października 2015

Po prostu biegnij, czyli relacja z 2.Cracovia Półmaratonu Królewskiego.


Tegoroczny Cracovia Półmaraton Królewski stanowił dla mnie pewną zagadkę. Przez to, że nie biegałam ostatnio zbyt wiele, nie wiedziałam czego mogę się po sobie spodziewać. Postanowiłam pobiec rekreacyjnie, bez cierpienia i ómierania, a jeśli się uda, to złamać 2 godziny.

Powiem szczerze, że przez pierwsze kilometry musiałam się hamować, żeby nie wyrwać do przodu, ale miałam gdzieś za uszami myśl, że później mogę tego żałować. Trasa była całkiem przyjemna, choć co chwilę były jakieś niewielkie podbiegi i zbiegi, jak to w Krakowie bywa. Do 10 kilometra trzymałam tempo na złamanie dwóch godzin, potem troszkę zwolniłam, a w okolicach Rynku, czyli na 13 kilometrze dopadł mnie mały kryzys. Nadszedł wtedy czas przemyśleń, co ja robię ze swoim życiem, że w ogóle biegnę bez sensu, skoro i tak nie będzie życiówki, że już chcę się zatrzymać, wypić butelkę wody i takie tam. Ale akurat wtedy nie mogłam się zatrzymać, bo tam przecież było najwięcej kibiców. Jak już dobiegliśmy do Wawelu, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam podziwiać widoki. Oczywiście zaczęłam też odliczać kilometry do mety, już zaczynało być ciężko, ale miałam w głowie myśl, że nie mogę się zatrzymać, nawet na picie, czy zawiązanie sznurówek (i na szczęście się nie rozwiązały). Mówiłam sobie "Kasia biegnij, choćby nie wiem co, po prostu biegnij". Na 18 km wyprzedziły mnie balony na 2:00, powoli zaczęłam się załamywać psychicznie, ale jak 2 kilometry później zobaczyłam w oddali Kraków Arenę, to już mi było wszystko jedno i było fantastycznie. Mnóstwo kibiców, świetny doping, ludzie krzyczeli i bili brawo. Dla takich chwil właśnie warto biegać. A sama meta? Wrażenie niesamowite. Ciemność, mnóstwo kolorowych świateł, głośna muzyka, nogi aż same niosły. I oczywiście wielka radość, a w głowie jedna myśl "Dajcie mi wody!".

Czas? 2:02:13. Ciężko mi się do tego przyznać, bo z jednej strony fatalnie, 10 min gorzej od rekordu życiowego, ale z drugiej strony od początku planowałam, żeby pobiec rekreacyjnie i bez spiny. Ale sezonu startowego jeszcze nie skończyłam :)

Pozdrawiam!


poniedziałek, 19 października 2015

Bieg o Puchar Dziekana Wydziału Farmaceutycznego oczami... kibica.


W sobotę 17 października o 11 rano na krakowskich Błoniach odbył się Bieg o Puchar Dziekana Wydziału Farmaceutycznego pod patronatem Prorektora Uniwersytetu Jagiellońskiego ds. Collegium Medicum, czyli w skrócie "Bieg 5 Na Dobry Początek". No wiecie, tak żeby z przytupem, na sportowo rozpocząć nowy rok akademicki. Oczywiście byłam na niego zapisana (chociaż to nie mój wydział) i zamierzałam pobiec z jakimś przyzwoitym czasem (była nagroda dla osoby, która przebiegnie te 5 km równo w 25 minut), jednak choroba pokrzyżowała moje plany i postanowiłam odpuścić.
W piątek wieczorem dziewczyny pojechały odebrać pakiety startowe i zadowolone wróciły do mieszkania, z radością pokazując mi ich zawartość. Swoją drogą, całkiem przyzwoitą zawartość jak na pakiet, który dostałyśmy za darmo, dzięki temu, że studiujemy na UJ. Była to koszulka techniczna i parę innych drobiazgów. Zrobiło mi się troszkę żal, bo przecież m.in. ja namawiałam je kiedyś do biegania, a teraz nie mogłam uczestniczyć w naszym wspólnym starcie. Z cichą nadzieją również pojechałam odebrać pakiet startowy i wciąż zastanawiałam się, czy nie zaryzykować. Ostatecznie stwierdziłam, że zdecyduję o tym następnego dnia rano, nie wiedziałam przecież, jak się będę czuć i jaka będzie pogoda.
Bardzo chciałam pobiec. Nawet bardzo bardzo. Jednak głos mojego rozsądku doszedł do wniosku, że to nie będzie dobry pomysł i mogę się po tym rozchorować jeszcze bardziej. Do ostatniej chwili zastanawiałam się, czy w ogóle iść z dziewczynami i im kibicować, przy okazji cierpiąc wewnętrzne katusze. Ale byłam i nie żałuję.
Pierwszy raz postawiłam się w roli kibica i szczerze mówiąc, trochę dziwnie się czułam. Nie mówię, że źle, ale nieco inaczej. Wreszcie mogłam zobaczyć na żywo, jak pierwszy zawodnik wbiega na metę. Mogłam przyglądnąć się i bić brawo wszystkim startującym. Mogłam wesprzeć krzykiem moje dziewczyny, które przybiegły ze znakomitymi czasami. I mają już swoje pierwsze medale. Może one sobie jeszcze nie zdają z tego sprawy, ale ja wiem, że będzie tego więcej :). Biegło też paru moich wykładowców i ćwiczeniowców, pozajmowali całkiem wysokie miejsca. Miło jest zobaczyć kogoś w tej innej, sportowej odsłonie.
Jednak po tym wszystkim, po oglądnięciu całej dekoracji zwycięzców we wszystkich kategoriach, rozdania i rozlosowania nagród, podziękowaniach i tak dalej stwierdzam, że zdecydowanie wolę siebie po tej drugiej stronie barykady.
Więc do zobaczenia w sobotę na półmaratonie :).

Pozdrawiam!

czwartek, 15 października 2015

Walka z jesiennym przesileniem.

Nadeszła jesień. I znów jest szaro i brzydko, za oknem pada deszcz, a ja kolejny raz przekonuję się, że robienie dalekosiężnych planów na październik to wcale nie jest dobry pomysł. Historia z zeszłego roku powtórzyła się i ponownie dopadło mnie wstrętne choróbsko. Od paru dni nie biegam, najchętniej tylko leżałabym w łóżku, spała, kichała i kaszlała. I to wszystko na niecałe 2 tygodnie przed Półmaratonem Królewskim, moim najważniejszym startem w tym sezonie. Po drodze miał być jeszcze Bieg o Puchar Rektora Wydziału Farmaceutycznego i następny test Coopera na stadionie AWF, ale chyba będę zmuszona je sobie odpuścić. Wszystko przez głupie przeziębienie.
I jak zawsze w takich sytuacjach mam parę przemyśleń, którymi chciałabym się podzielić z tymi, których tak samo coś dręczy i męczy.

1.Odpuść. Nie rób nie na siłę, bo czasem możesz sobie bardziej zaszkodzić niż pomóc. Jeden, czy kilka pominiętych treningów tak naprawdę nie ma znaczenia. Nie po to nazywamy się przecież biegaczami-amatorami, żeby lecieć po trupach. Bieganie ma nam sprawiać przyjemność, a nie być źródłem przykrości i bólu. Wiadomo, że trzeba pokonywać swoje słabości i walczyć z całych sił, ale na pewno nie kosztem własnego zdrowia i dobrego samopoczucia.

2.Dbaj o siebie. Ubieraj się stosownie do pogody, zakładaj czapkę i szalik, gdy wieje wiatr i jest brrr zimno, zwracaj uwagę na to, co jesz i czy dostarczasz sobie odpowiedniej ilości witamin i składników mineralnych. Pamiętaj o warzywach i owocach oraz sokach z nich zrobionych. Dobrze się wysypiaj. Pij dużo płynów, dużo herbaty z cytryną i sokiem malinowym, mleko z miodem, jedz kanapki z czosnkiem i cebulą (zaleca się, aby po zjedzeniu nie mieć kontaktu z innymi ludźmi). Ruch na świeżym powietrzu, marsze i spacery także wspierają odporność.

3.Idź z tym do specjalisty. Czy to grypa, czy jakaś kontuzja, warto pójść z nią do lekarza lub fizjoterapeuty i skorzystać z pomocy fachowca. Nie czekaj, aż będzie jeszcze gorzej, bo leczenie się na własną rękę jest dłuższe, trudniejsze, bardziej mozolne i często przynosi marne efekty. Przekonałam się o tym już wielokrotnie, chociażby wspominając moją ostatnią kolanową kontuzję. Przez parę miesięcy próbowałam poradzić sobie z tym sama, aż w końcu skapitulowałam, udałam się do fizjoterapeuty i wyniki były niemalże natychmiastowe.

4.Korzystaj z wolnego czasu. Czas, który normalnie przeznaczony byłby na bieganie i ćwiczenia można spożytkować w inny sposób. Na naukę, przeczytanie książki, uzupełnienie biegowej/dietetycznej wiedzy, ugotowanie pysznej kolacji, nadrobienie serialowych zaległości, albo na napisanie posta na blogu. Nie zmarnuj go :).

5.Planuj. Nie chodzi mi o nic długoterminowego, ale pomyśl o tym, co fajnego zrobisz jak już wyzdrowiejesz, będzie to taka dodatkowa motywacja.

Pozdrawiam!

piątek, 2 października 2015

Biegowy miesiąc: Wrzesień 2015

Wrzesień. Powoli wychodzę z biegowego "dołka", naprawiam kondycję i nabieram wiary w swoje możliwości. Jeszcze nie doszłam do mojej przedwakacyjnej formy, ale chyba jestem na dobrej drodze. Przebiegłam 116 km, czyli ponad 2 razy więcej niż w sierpniu. Nadal siedzi mi w głowie przeświadczenie, że jak zacznę biegać więcej, to znowu rozwalę sobie kolana, a tego bym bardzo nie chciała. A tak w ogóle to według Endomondo przebiegłam już ponad 4000 km w swoim życiu. Jeszcze 10 razy tyle i obiegnę kulę ziemską.

We wrześniu wzięłam udział w teście Coopera organizowanym przez BBL Mielec. Przebiegłam 2617 m i chociaż jest to najgorszy mój wynik z trzech testów, w których brałam udział, to i tak byłam z niego zadowolona, bo przed startem obawiałam się, że nie jestem w stanie zrobić więcej niż 2500m. Ten wynik podniósł mnie trochę na duchu.


W ostatnią niedzielę miesiąca rano, kiedy wszyscy biegli maraton w Warszawie, ja siedziałam przed telewizorem i oglądałam relację z maratonu w Berlinie. Pomyślałam sobie, że mogłabym cały dzień tak patrzeć jak oni biegną :D. Po dwóch i pół godziny, kiedy dobiegła już druga kobieta, zebrałam się w sobie i sama poszłam pobiegać. Zwerbowałam brata, żeby jechał koło mnie na rowerze i tak sobie zrobiliśmy 15 km po lesie. To był mój najdłuższy bieg od kwietniowego maratonu. Serio, czuję się tak jakbym dopiero zaczynała biegać.

A jakie plany na październik?
Głównym moim biegiem będzie 2.Cracovia Półmaraton Królewski 24 października. Raczej nie zrobię życiówki, bo nie czuję się na siłach, ale chciałabym go po prostu przebiec w dobrym samopoczuciu. I będzie on takim punktem odniesienia, żebym wiedziała gdzie jestem i ile pracy czeka mnie w zimie (jeżeli nic złego się nie zdarzy), bo chcę na wiosnę trochę poszaleć.
Niestety nie wystartuję w tym roku w moim ulubionym Biegu Trzech Kopców, bo gapa ze mnie i kiedy sobie przypomniałam o zapisach, to nie było już miejsc. Chociaż limit 2500 uczestników to i tak według mnie trochę za dużo, bo ta trasa jest bardzo mało "pojemna", zwłaszcza na początkowym odcinku, kiedy jest największy ścisk.
Pewnie uda mi się pobiec jeszcze kilka mniejszych biegów, będę opisywać na bieżąco :)

Pozdrawiam!