Ale jak upiąć włosy, żeby nie przeszkadzały, nie fruwały na wszystkie strony, nie wkurzały, nie plątały się i żeby, co najważniejsze, były wygodne? Odkąd nie noszę krótkiej fryzury, był to mój problem i myślę, że wielu innych biegaczek też. Ja mam to szczęście, że moje włosy już nie są cieniowane, ani nie mam grzywki, więc nie muszę używać wszelkiego rodzaju wsuwek, spinek, pianek i lakierów, żeby ujarzmić to, co wylatuje spod gumki.
W mojej "karierze" zwykle czesałam się na 3 sposoby:
1.Kok.
udało się za 7 razem ;) |
Kok, jak się go dobrze wykona jest chyba najlepszą, najmniej przeszkadzającą fryzurą do biegania. Włosy nie odstają, nic nie dynda i nie obija się o plecy. Tylko, że dobrze upięty kok zdarza się raz na X prób, a to jest dosyć czasochłonne, kiedy chce się jak najszybciej wyjść pobiegać. Ja używam dla pewności dwóch gumek: jedną do zrobienia mocnego kucyka, a drugą do utrzymania owiniętych włosów. Wtedy jakoś się trzyma, ale im dłuższe włosy, tym gorzej. No i jak się zwiąże zbyt mocno, to może boleć głowa, bo kok jest dosyć ciężki.
2.Kucyk.
Najszybszy i najprostszy do wykonania. Nisko lub wysoko, jak komu wygodnie. Jeśli nic nie odstaje to jest super i dobrze się trzyma, ale w tym przypadku również jak jest związany za mocno, to może boleć głowa. I jeden znaczący minus: przy długich włosach mogą one się plątać. Nawet bardzo, zwłaszcza kiedy pada lub jest gorąco.
3.Warkocz
Najwygodniejszy. Wymaga trochę wprawy, żeby zrobić go samodzielnie, ale włosy się nie plączą i wytrzymują w tym stanie długi czas (oczywiście jeśli nie są cieniowane). Wiem, wygląda trochę staroświecko i jak u małej dziewczynki, ale cóż zrobić, liczy się komfort.
Piszcie, jeśli macie lepsze sposoby :)
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz