czwartek, 16 marca 2017

Pomaganie przez bieganie, czyli relacja z biegu "Na maxa dla Maksia".


fot. Włodzimierz Gąsiewski / promocja.mielec.pl
Biegacze to dobrzy ludzie. W sobotę 11 marca było to bardzo widoczne na mieleckim charytatywnym biegu "Biegniemy na maxa dla Maksia". Maks to sześcioletni chłopiec chory na złośliwy nowotwór mózgu, leczenie tej choroby jest bardzo kosztowne, więc każda pomoc jest potrzebna. W związku z tym stowarzyszenie Zabiegani Mielec postanowiło zorganizować bieg, którego celem było zebranie środków potrzebnych na dalsze leczenie małego Maksymiliana.
fot. Kacper Strykowski / hej.mielec.pl

Trasa biegu to 3 pętle po 2km prowadzące alejkami i ścieżkami Górki Cyranowskiej. Na początku nikt nie podejrzewał, że ta niepozorna na pierwszy rzut oka trasa tak bardzo da wszystkim popalić. Nasycona stromymi podbiegami i ostrymi zbiegami, zawierająca w sobie fragmenty biegnące po kostce brukowej, ale też po ziemi i piasku okazała się wymagająca, ale z mojego punktu widzenia bardzo ciekawa.
fot. Wioleta Mucha

Moje założenie było takie, że biegnę na luzie, zwalniam na podbiegach, a na zbiegach puszczam wodze fantazji. Na początku była wspólna rozgrzewka i start w wesołej atmosferze. Biegłam sobie spokojnie, po chwili dołączyła do mnie Kasia i biegłyśmy razem prawie cały czas. Na drugim kółku do naszych uszu doszedł krzyk pani kibic, która wołała do pana podążającego za nami, że wyprzedziły go cztery dziewczyny. Pewnie miało go to jakoś zmotywować, bo jak wiadomo kobiety to niby słabsza płeć, ale my tylko spojrzałyśmy na siebie i "Ty! Słyszałaś co ona mówiła? Nie wierzę, że tylko dwie dziewczyny są przed nami!" "Patrz, jak wyprzedzimy tę koleżankę z przodu, to będziemy druga i trzecia" "Dawaj, robimy tak" "Ok". 

fot. Zygmunt Sumiec
W sumie nawet nie musiałyśmy zbyt wiele przyspieszać. Miałyśmy jeszcze 3 km przed sobą, więc był czas, aby dogonić i wyprzedzić (z zapasem) co najmniej jedną panią. Udało się. Kasia miała więcej siły, więc pognała do przodu i w połowie 3 kółka przesunęła się na pierwsze miejsce, a ja ze stratą kilku sekund wpadłam na metę jako trzecia. Na początku zupełnie się nie spodziewałam, że będę tak wysoko, bo zakładałam powolne tempo, ale sami pewnie wiecie, że wszystko weryfikuje się w trakcie wyścigu. W każdym razie było ekstra :)
fot. Zygmunt Sumiec

Pewnie zastanawiacie się też czemu miałam na sobie ten jakże idiotyczny strój? Otóż historia jest następująca: organizatorzy postanowili codziennie przez miesiąc raczyć nas nowymi powiadomieniami odnośnie Biegu Dla Maksia. W jednym z nich zawarta była informacja o dodatkowej klasyfikacji za najlepsze przebranie, którą przeczytałam i wyrzuciłam z głowy postanawiając, że absolutnie nie będę się przebierać. Ale dosłownie 5 minut przed wyjściem z domu (czyli na 25 minut przed startem) odkryłam na swojej szafie pudełko, we wnętrzu którego ukryła się moja peruka, własnoręcznie ukręcona na lokówce kilka lat temu. Więc hyc peruka na głowę, hyc kolorowe leginsy na tyłek, hyc różowa spódnica i byłam gotowa. Zleciałam na dół do mamy, która też wpadła na pomysł założenia spódnicy, a jak zobaczyła, co mam na głowie, to stwierdziła, że ona też chce. Więc jakimś dziwnym cudem tato wyczarował i dla niej perukę, tym razem tleniony blond, dzięki czemu mama wygrała klasyfikację za najlepsze przebranie.
fot. Wioleta Mucha

Nie mogę też nie wspomnieć o świetnej organizacji biegu i wspaniałej atmosferze jaką stworzyli chłopaki i dziewczyny ze stowarzyszenia Zabiegani Mielec. Spisaliście się na medal :)
Więcej o biegu i przygotowaniach można zobaczyć na filmie [KLIK]
Lub pooglądać więcej zdjęć TU i TU.

fot. Wioleta Mucha

Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz