czwartek, 3 marca 2016

Biegowy miesiąc: Luty 2016


Luty z biegowego punktu widzenia zaczął się dla mnie fatalnie. Nie mogłam biegać i chodziłam jak potłuczona, bo bolało mnie to głupie kolano.
Ale 3 lutego jakoś dodreptałam razem z Małgą na spotkanie "Czego jeszcze nie wiesz o maratonie?" organizowane przez klub 42 Do Szczęścia. Mimo, że raczej nie pobiegnę w tym roku maratonu, chciałam po prostu posiedzieć i posłuchać o bieganiu, podłapać dla siebie trochę motywacji, której przecież tak często brakuje. Miałam okazję spotkać trzy inspirujące osoby. Pierwszą z nich był pan Stanisław Spólnik z zawrotną liczbą 180 maratonów "na koncie", jako drugi opowiadał o swoich biegach i podróżach trener Mateusz Jasiński. Trzecia wystąpiła pani Monika Miachałek, trenerka fitness i fizjoterapeutka; od niej mogliśmy dowiedzieć się o najczęstszych kontuzjach biegaczy oraz jak im zapobiegać, a na koniec nawet zrobiliśmy wspólnie kilka ćwiczeń rozciągających i stabilizujących. Potem wróciłam do mieszkania, zmotywowana aby jeszcze trochę pouczyć się do egzaminu, który miałam następnego dnia rano.
Na feriach w domu znów miałam możliwość biegania w lesie, co było cudownym oderwaniem się od dnia codziennego. 
Zwykle po lesie biega się za dnia, zwłaszcza po mieleckim, bo przecież każdy wie, że tam straszy. Przy kapliczce, która znajduje się przy głównej wylotowej drodze na Rzeszów widywano ducha żołnierza Armii Czerwonej, a przy tej samej drodze, bliżej Przyłęka, zakrwawioną dziewczynkę z Biesiadki proszącą o pomoc...Mówi się, że nie bez powodu było tam tyle wypadków samochodowych, w których ginęli ludzie. Ale my, Zabiegani i odważni, postanowiliśmy wybrać się tam pewnej sobotniej lutowej nocy. Chłopaki biegli z przodu, a ja z Karolką na czatach ochraniałyśmy tyły. Było ciemno, mokro, cicho, a błoto lepiło nam się do butów. Znajoma trasa zupełnie inaczej wyglądała w ciemności, przy nikłym świetle latarki czołówki. Drzewa były jakieś wyższe, droga bardziej nierówna, krzaki gęstsze, a noc mroczniejsza. Kiedy biegliśmy w ciszy, a ja rozglądałam się wokół siebie, moja wyobraźnia zaczynała pracować i momentami myślałam, że zaraz coś na nas wyskoczy. Ale przeżyliśmy. Przebiegliśmy prawie 15 km.



A jaki jest najważniejszy dzień lutego? Walentynki! Aby były jeszcze fajniejsze, dzień został rozpoczęty treningiem na Gryfie.

W lutym zrobiłam 108 km. Niestety musiałam wrócić do Krakowa, a tutaj już mi się tak nie chce biegać, jak w Mielcu. Ale trzeba, w końcu czeka na mnie kilka startów, najbliższy już w tę niedzielę.

Pozdrawiam!

2 komentarze:

  1. To strasznie zabawne, że pierwszego kwietnia trafiłam na woje podsumowanie lutego :D (Ha ha)
    Ale strasznie świetna ta historyjka z lasem!

    OdpowiedzUsuń